Na ostatnie dni przed niedzielnym głosowaniem ciąg dalszy tematu e-demokracja: jak internet i media społecznościowe wpływają na przebieg kampanii wyborczych oraz garść porad dyrektorów odpowiedzialnych za cyfrową kampanię Partii Konserwatywnej, która wygrała tegoroczne majowe wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii. W poprzednim wpisie próbowałem odpowiedzieć na pytania: czy, kiedy i jak będziemy mogli oddać swój głos korzystając z technologii IT? Jakie będą tego zalety, ale także jakich zagrożeń możemy się spodziewać?
“House of Cards” to opowieść o bezwzględnej polityce i jej ciemnych stronach, określana jako współczesny Makbet. Obecnie kojarzy się przede wszystkim z amerykańskim serialem, w którym Kevin Spacey i Robin Wright grają żądne władzy małżeństwo. Wcześniej był brytyjski serial, a na początku powieść z 1989 r. Michaela Dobbsa, który sam był politykiem. Wywiad z pisarzem przeprowadzony przez Michała Gostkiewicza opublikował niedawno portal gazeta.pl. Dobbs zapytany przez dziennikarza, czy gdyby pisał swoją książkę teraz, bardzo różniłaby się ona od amerykańskiej wersji „House of Cards”, gdzie intensywnie są wykorzystywane media społecznościowe i telefony komórkowe, odpowiada: – Bardzo. Techniki się zmieniły, w oryginalnym „HoC” informacje były przekazywane za pomocą świstków papieru wsuwanych w szparę pod drzwiami pokoju hotelowego. 28 lat temu prasa działała na nieco innych zasadach. Była niesamowicie potężna. Ale cofnijmy się głębiej w przeszłość – nie 30, lecz 40-50 lat. Wtedy to politycy nadawali kurs, ton, tempo i tematy, a media szły za nimi. Teraz role się odwróciły i tak jest do dziś: mamy erę mediów działających 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, w których od polityków oczekuje się, by mieli natychmiast odpowiedzi na wszystkie pytania. Do tego dochodzą social media.